Powoli obraz zaczął się pojawiać i w miarę
upływu czasu wyostrzać. Nagle znów się rozmazał, jednak, mimo iż widoczność
była bardzo słaba to i tak byłam zadowolona z jej istnienia.
Ze wszystkich stron otaczała mnie biel,
która nie miała widocznego źródła ani granicy.
Nie było to z pewnością to same miejsce, w
którym jeszcze niedawno (chyba) się znajdowałam. Ogarnęło mnie dziwne uczucie,
a zasadzie mieszanka wszystkich, nie mogłam określić swojego nastroju. Czułam
lawinę myśli docierających do mnie, jednak nie pozostawiających trwale nic,
poza uczuciem dezorientacji.
Nagle usłyszałam głos siostry, był cichy,
wpadał do mojej głowy, po czym zupełnie nie pozostawiał po sobie śladu
wylatując. Natychmiast podniosłam się z ziemi, nie przejmując bólem, który
rozrywał moje ciało. Rozglądałam się wszędzie, z nadzieją na zobaczenie siostry.
Nic.
Nagle dotarła do mnie bezsensowość mojego
zachowania. Jakim cudem ona mogłaby stanąć na nogi i jakim cudem ja mogłabym zapomnieć o jej chorobie?
- Uspokój się! – Tym razem głos był
zdecydowanie głośniejszy. Intonacją wskazywał na powagę sytuacji, z jaką
siostra zwracała się do mnie tylko wtedy, gdy wychodziła „pracować”. Bez
najmniejszego zawahania posłuchałam siostry siadając z powrotem na miejscu,
skupiając się tylko na jej głosie.
- Sprawa jest poważna. Mów, że nie za
bardzo pamiętasz, co się stało, gdyż głowa bardzo cię boli. Udawaj, że cos
sobie przypominasz, wtedy powiedz, że ktoś cię napadł, bo potknęłaś się o
jakiegoś przechodnia. Zaprzeczaj temu, co mogłoby ci zaszkodzić, jednak
pamiętaj, że nie wszystkiemu. Wykorzystaj nabytą przez lata wiedzę. Po stronie
przeciwnej znajdzie się jedynie jeden świadek, nikt nie odważy się zeznawać.
Najbardziej uczciwy człowiek zna zasady.
„Jeśli jedna strona przegra, świadkowie,
którzy stanęli w jej obronie również zostaną ukarani” Przypomniałam sobie
zdanie, które kiedyś usłyszałam na ulicy, jednak nie pamiętałam już, ani kto,
ani kiedy je wypowiedział.
- Skąd o tym wiesz? – Zapytałam. Tylko to mnie
interesowało, reszta była bez znaczenia.
Na kłamstwo nie wzdrygałam się, było prawie
tak potrzebne, jak powietrze. Bez obu rzeczy nie przetrwałabym. Szczególnie,
gdy siedzę w takim bagnie, jak teraz, choć szczegóły aktualnego nie są mi zbyt
dobrze znane.
Odpowiedzi na moje pytanie nie usłyszałam,
ale moje oczy ponownie ujrzały pełen wymiar tego kawałka świata. A wraz z nim
otwierały się drzwi do wielu pytań, tych ważnych i tych mniej istotnych.
Chciałam zobaczyć swoją siostrę nie ważne, jak miałoby to absurdalnie zabrzmieć
oraz w jakiej skali byłoby to niemożliwe.
Jednak nigdzie jej nie było. Zamiast jej
osoby ujrzałam tylko szereg pochylających się nade mną ludzi ubranych w białe
fartuchy. Nie rozumiałam, czemu mają je na sobie. Przecież nie noszę żadnego
wirusa, nie pochodzę też z innej planety, a siniakami nie da się zarazić.
Przewróciłam oczami, a oni ten ruch analizowali, gapili się na mnie, jak… Na
mnie. Po prostu nie podobało mi się to, jednak jakakolwiek negatywna reakcja z
mojej strony mogłaby bardziej zaszkodzić niż pomóc.
- Chyba już odzyskała przytomność! –
Poinformował jeden z nich tak głośno i wyraźnie, aby wszyscy mogli zobaczyć, że
to właśnie ON jest autorem tego zdania.
- Raczej świadomość.- Poprawił go drugi. -
To, że dopiero teraz otworzyła oczy, nie znaczy, że wcześniej nie mogła.
- Zamknąć mi się zaraz! – Z tłumu wyłonił
się jakiś mężczyzna. Był bardzo wysoki, albo po prostu inni byli bardzo niscy,
jednak najbardziej różnił się od reszty ubiorem. Miał na sobie czarny garnitur,
na który nie sposób było nie zwrócić uwagi. Na jego głowie natomiast można było
zobaczyć wysoki czarny cylinder, gdzie były przyczepione różne odznaki. Bez
wątpienia był to ktoś najważniejszy z nich wszystkich.
- Ał! Moja głowa! – Jęknęłam, po czym
zgięłam się wpół utrzymując tylko na jednej nodze. Przypuszczając, że chyba
trochę przegięłam, podniosłam się z ziemi i ośmieliłam spojrzeć na
zgromadzenie. Po raz kolejny wypatrywałam w tłumie siostry. O mały włos nie uderzyłam
się otwartą ręką w czoło, na znak swojej głupoty. W ostatniej chwili
powstrzymałam się. Przecież wiedziałam, że to niemożliwe, ona nie ruszy się z
miejsca. Jednak nie miałam czasu na dalszą dezaprobatę swojej osoby.
- Kim jesteś?- Napotkałam na surowy wzrok
wysokiego mężczyzny.
- Emilia. –Odpowiedziałam, a wszyscy prócz
pytającego spojrzeli na mnie z pogardą. Taką postawą traktowali każdego
mieszkańca naszego obszaru, ale nigdy jeszcze nikt z nich nie ośmielił się
potraktować w ten sposób mnie. Odnosili się do nas z wyższością, a sami byli
nie wiele lepsi od nas – milionów przeciętnych ludzi.
- Nazwisko? – Spojrzałam na wysokiego
mężczyznę. To nie z jego ust wydobyły się te słowa. Kątem oka dostrzegłam jakąś
postać zbliżającą się w moim kierunku. To był ten chłopak, który mnie napadł,
wyglądał podobnie, jak wcześniej, ale nie był tak bardzo poobijany, jak ja. Jego
ubiór się nie zmienił poza jednym istotnym szczegółem – jego twarzy nie
zakrywała czarna kominiarka. Ujrzałam w całości głowę podchodzącego. Nie
chciałam zwracać na nią uwagi, nie miałam ochoty jej nawet komentować.
Cokolwiek pomyślałabym o jego wyglądzie zewnętrznym, nie zmieniłoby mojego
stosunku do niego.
Dobiło mnie to, że tak szybko zaczął
działać, zgłosił coś, ale słono go to będzie kosztować. Zadbam o to. Normalnie skazaliby
osobę na moim miejscu bez wysłuchania jej zeznań, jednak w moim przypadku będzie to wyglądało
inaczej. Jestem zbyt znana, zbyt wysoko postawiona. No, może nie nazwałabym
tego, aż tak wyniośle, ale w porównaniu do reszty mieszkańców obszaru, na
którym się osiedliłam moja ranga jest naprawdę dobrze osadzona. A teraz
wszystko mogło ledz w gruzach.
„Uspokój się!”- Po raz kolejny usłyszałam.
Zdrętwiałam, moje uszy na pewno dobrze przyjęły wiadomość. Rozejrzałam się po
raz kolejny, jednak napotkałam tylko surowy wzrok mężczyzny w Cylindrze.
Przywróciło mnie to z powrotem na ziemię.
- Po prostu. – Odpowiedziałam z pewną
obojętnością w głosie. Niech wiedzą, kim jestem, ale niech nie myślą, że
dominuję. Jeszcze nie teraz. Chłopak w odpowiedzi natomiast tylko uniósł brwi, nadal
miał uzmysłowione w swojej naiwnej głowie, że da radę. Chyba, że mnie poznał… Chyba, że słyszał
opowieści, które snuje się na naszym obszarze. Tylko, że większość z nich nie
wychodzi poza ten teren. Na razie nie miałam zamiaru tego analizować, na to
kiedyś przyjdzie czas.
- Nie posiadam nazwiska. – Dodałam, aby
nikt nie miał wątpliwości, co do mojej osoby. Wiele osób o mnie słyszało,
niewiele z nich widziało, teraz grono znających moją twarz znacznie się
poszerzyło.
- Dobrze, a więc dzisiaj, a dokładnie za
trzy godziny odbędzie się na Sali głównej rozprawa kategorii A, tematu nie
muszę podawać. – Poinformował wszystkich mężczyzna w cylindrze po czym skierował
się w miejsce, skąd przybył. Dziesiątki ludzi zaczęło przygotowywać mu drogę, w
zupełnej ciszy. Nie musiał nic mówić, nic pokazywać, wystarczy, że skierował
swoje spojrzenie na jednego z ludzi, a z kolei ten przekazywał je następnym,
jak iskierkę. Wszystko było perfekcyjne, ani jeden człowiek nie zagapił się,
jakby ćwiczono to przez wiele, wiele godzin. Nie zdziwiłabym się, gdyby
rzeczywiście tak było. Chłopak, z którym
dzisiaj miałam się zmierzyć w sądzie spojrzał na mnie zupełnie beznamiętnie, po
czym ruszył za mężczyzną. Postanowiłam
pójść w jego ślady.
„Może być tylko lepiej” – Powtarzałam w
myślach nie zwracając szczególnej uwagi na trasę, którą raczej powinnam
zapamiętać.
Nagłe podmuchy wiatru rozwiewały moje
włosy, a ja co chwilę musiałam je poprawiać, tak by znajdowały oparcie za
uchem. I tak w kółko. W końcu zirytowana oplotłam je wokół dłoni i trzymałam za
głową. Gdy zorientowałam się, że, ci za
którymi powinnam iść są kawał przede mną zaczęłam biec w ich kierunku, niestety
napór powietrza zwiększył się, a ręka zdrętwiała mi od trzymania jej ciągle w
górze, moje włosy ponownie rozwiewał wiatr. Nie przejmowałam się już tym, gdy
tylko zobaczyłam, gdzie się znajduję. Dotąd mój wzrok kierował się tylko w
stronę ziemi, jednak ośmieliłam się spojrzeć wokoło. Byłam przygotowana na to,
co zobaczę, jednak widok zdecydowanie przerósł moje oczekiwania. Szliśmy
otoczeni jakąś dziwną barierą, przybierającą kształt tunelu. Na szczęście lub
nieszczęście była ona przeźroczysta, jej ślad można było poznać po umocowaniach
znajdujących się przy ziemi. Jednak tym,
co najbardziej mną wstrząsnęło był widok zza bariery. Przypuszczałam, że ujrzę
tam skromne drewniane chatki oraz paru ludzi przyodzianych w równie marne
ubrania, jak na naszym obszarze. Zamiast tego ujrzałam setki budynków
wykonanych wyłącznie ze szkła, choć równie dobrze mógłby to być materiał zupełnie
inny…
„Zawartość” budynków była bardzo dobrze
widoczna, wewnątrz znajdowali się ludzie i jakieś urządzenia. „Jakieś” to było
jedyne słowo, które zdołałam użyć. Wiele wyrazów były mi obcych, teraz te braki
stały się jeszcze większe.
Ze zdumienia zatrzymałam się w miejscu. Czy
aby na pewno stoję, tam, gdzie myślę?
Podczas jednego z kolejno następujących po
sobie podmuchów wiatru dostrzegłam kątem oka spojrzenie przenikające w głąb
mnie. To ten chłopak znów wgapiał we mnie swoje ślepia… Obróciłam się w jego
stronę i spróbowałam dać jego ciekawskiemu spojrzeniu do zrozumienia, że nie
powinno posuwać się za daleko. On nie odwrócił się, nie zatrzymał, nie poddał,
podołał, dał się znienawidzić, przyjął wyzwanie.
Tylko się uśmiechnął, tak pogardliwie, że
aż przebił mnie na wskroś. Drgnęłam i przez chwilę trwałam w bezruchu. Jego
twarz bez skrupułów wyrażająca triumf skierowała się ponownie w inną stronę, ja
natomiast mogłam się ocknąć i ponownie ruszyć z miejsca.
Nie przyspieszyłam tępa, nie miałam zamiaru
doganiać ludzi idących wiele metrów przede mną. Interesowali mnie bardziej ci
umiejscowieni w szklanych budowlach. Każdy z nich miał napięte mięśnie, twarzy,
ciała, a może nawet i umysłu. Stali, siedzieli lub leżeli gapiąc się w
powietrze, co jakiś czas podnosili głowy albo potrząsali nimi. Widziałam kilku,
którzy podskakiwali, wykonywali salta w powietrzu, jak i zarówno na ziemi,
turlali się czy wykonywali inne triki. Niektórzy nawet udawali, że trzymają w
objęciach (podejrzewam) miecz i wymachiwali nim na prawo i lewo, co jakiś czas
wykonując wykop, bądź (podejrzewam) unik. Tysiące, jeśli nie miliony budynków,
a na każdym piętrze jeden człowiek, większość z tych ludzi to były dzieci.
Mimo, że wydało mi się to bardzo dziwne z
wielu To nie mogli być wariaci, coś musiało być na rzeczy. Miałam całą drogę na
obserwację tych ludzi, tu coś śmierdziało… Ale podejrzewam, że to moja
ograniczona do niczego wiedza o świecie. Pewnie wiele się zmieniło od tych
kilku lub nawet kilkunastu lat.
Po paru godzinach marszu dostrzegłam pewien
schemat. Gdy tak szłam i szłam, co jakiś czas widywałam ten sam budynek, tyle,
że różny od pozostałych. W środku znajdowało się więcej niż trzech ludzi,
zawsze. Zazwyczaj było ich czterech lub sześciu. Rozmawiali ze sobą lub stojąc
na baczność obserwowali kątem oka swoich sąsiadów. Budowla miała tylko jedno
piętro oszklone i tym właśnie się wyróżniała. Rozglądałam się żałośnie z
zaciekawieniem. Co miałam robić? Gapić się na drogę czy może próbować zabić
wzrokiem tego chłopaka, którego imienia nie znałam. Prychnęłam ze złością,
chyba trochę za głośno, widziałam, jak idący przede mną obiekt mojej nienawiści
drgnął, o nic więcej się nie pokusił. I dobrze. Mężczyzna w cylindrze jednak
nie postąpił tak samo, błyskawicznie się odwrócił i spojrzał na mnie lekko
unosząc jedną wargę, wyciągnął rękę przed siebie, i zachęcił mnie do dołączenia
do nich. Zmarszczyłam tylko brwi, nie odczytując pozytywnie jego intencji, ale
podbiegłam. I to był błąd. Gdy byłam już dosłownie milimetry od towarzyszy, o
ile mogę ich tak nazwać – ujrzałam rękę, ściśniętą w pięść, wymierzona była
właśnie na mnie. Nawet nie zdążyłam mrugnąć, a już leżałam na ziemi. Taka
naiwna właśnie byłam… I to kilkukrotnie… Nim zdążyła mnie zalać fala
nienawiści… Byłam już na miejscu.
- Zabić, udusić…- Czułam w sobie
niewyczerpywane zasoby gniewu, dosłownie warczałam.
- Spalić.- Dokończył męski głos, po czym
wybuchł śmiechem.
- Utopić…- Nie przejęłam się, gniew, który
w sobie miałam przelewałam w słowa poszerzając swoją listę bezokoliczników,
kierowanych do… No wiadomo kogo.
Po chwili otworzyłam oczy, które dotychczas
były zamknięte. Zorientowałam się, że właśnie siedziałam tuż koło celu moich
pogróżek. Ocknęłam się i podniosłam głowę, która spoczywała na kolanach. Pierwszym, co ujrzałam był budynek w którym
najprawdopodobniej się znajdowaliśmy, wyświetlany w trój wymiarze. Jednym
zdaniem: Jedno wielkie, bezsensowne gówno, które powstało od nadmiaru kasy.
- O cholera…- Wymsknęło mi się, zanim
jeszcze przeleciało przez myśli. Czemu się nie powstrzymałam? Coś jest ze mną
nie tak… Przełknęłam głośno ślinę, po czym zaczęłam się trząść. Czułam, że moje
serce bije trzykrotnie szybciej, a krew w żyłach pulsuję w nienormalnym tempie.
Zamknęłam oczy, próbując uspokoić swoje nerwy, jednak one co chwila się
otwierały. W końcu poddałam się, zacisnęłam palce na kolanach i próbowałam choć
na chwilę przestać drżeć. Gdy dreszcze powoli ustępowały ośmieliłam ponownie
podnieść wzrok na pomieszczenie, choć tak naprawdę interesowali mnie ludzie,
ich miny. Nikt nie zauważył albo nikt nie zwrócił na to, co działo się przed
chwilą uwagi. Z jednej strony zdenerwowało mnie to, że nikt nie zareagował, gdy
(przyznaję) potrzebowałam tego, ale z drugiej to chyba dobrze, że pozostałam
„niewidzialna”. Podobno bycie niewidzialnym ma swoje plusy… Tak mówili w
licznych filmach akcji. Czy odzwierciedlały one rzeczywistość? Jak na razie
wydawało mi się, że tak. Z resztą czułam się, jakbym grała w jednym z nich
główną rolę. Pomijając swoją „niewidzialność”.
Ostatnim
spojrzeniem obdarzyłam chłopaka siedzącego obok mnie, tego samego, który
zawalił mi życie… On, tak jak inni wpatrywał się w budynek wyświetlany na
jakimś panelu, jednak robił to inaczej, z typową dla niego pogardą. Jakby to
coś było niczym… Pozwolił sobie na okazanie tej emocji, choć wiedział, że
jestem tuż obok i to on właśnie jest obiektem moich myśli. A może zbyt wysoko
go oceniam? Może właśnie teraz popełnia ogromny błąd, którego w dodatku nie
jest świadom? Niewykluczone, choć mało prawdopodobne. Z resztą nigdy nic nie
wiadomo… Niestety.
- Mimo, że pokaz dobiegł końca nakazuję o
pozostanie…- I w tym właśnie momencie próbowałam się podnieść z miejsca, na
którym siedziałam. Jednak coś skutecznie mnie powstrzymało, utrzymywało w
bezruchu obie stopy, odruchowo na nie spojrzałam. Nie ujrzałam nic, co mogłoby
być przeszkodą. Co było grane?- …na miejscach odpowiednie osoby.
Zmieszana ponownie spoczęłam na ławce
wpatrując się otępiało w stopy.
Wyczekiwałam.
Wreszcie!Po tak wielu poprawkach został napisany ;) Dziękuję ci bardzo Aga za, to, że czytasz :* Zapraszam i jestem gotowa na krytykę :3
Fajny rozdział, ciekawie piszesz! Czekam na 3 rozdział!
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA!
http://inaa-blog.blogspot.com/