Szukaj w tym blogu i nie tylko

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział I

Górując, słońce wśród miliona innych ludzi przypiekało także moją twarz.  Mimo, iż współcześni naukowcy bardzo się postarali, aby na tym obszarze było dość „ciepło” byśmy mogli w nocy, a czasami i za dnia trząść się niczym podczas napadu padaczki, to i tak szkodliwe ultrafioletowe promienie drażniły teraz moją skórę.
 Nagle wśród promieni słonecznych ujrzałam małego chłopca, jego wiek nie mógł przekraczać dziesięciu lat. Dziecko trzymało, a w zasadzie ściskało w rękach jakiś przedmiot. Nie mogłam dopatrzeć się, co to było gdyż te cholerne promienie odbijały się od ów rzeczy, jak od lustra. Przez chwile myślałam, że to faktycznie lustro, ale gdyby nim było chłopiec nie trzymałby go tak mocno w objęciach , bo pewnie po dłuższym napastowaniu z lustra powstałby bezbarwny, chaotyczny witraż. Po chwili, gdy wzrok dziecka podniósł się nieco wyżej – napotkał mój. Wtedy ujrzałam w jego oczach strach. Mimo iż się bał, chyba nie miał zamiaru uciekać, jak inni z tego obszaru. Przyjrzałam mu się uważniej, na pewno nie był jednym z tych, którzy mnie nienawidzili i gardzili mną, a zdarzało się i tak, że dzieci w jego wieku lub młodsze zarażone paplaniną swoich rodziców bądź opiekunów miały takie same niezbyt pozytywne zdanie o mnie. Dostrzegłam coś czego nie zauważyłam wcześniej skupiając uwagę na przedmiocie. Chłopiec wyglądał za dobrze. Jego włosy były ułożone bardzo starannie, jakby pięć minut temu zostały dokładnie umyte i poczesane, a ubrania były zbyt czyste, sprawiały wrażenie nowych. Od roku nie widziałam bardziej schludnego człowieka, a jest ich na świcie niewielu. Moje rozmyślenia przerwał nagły ruch chłopca, który podniósł trzymaną przez siebie rzecz przykładając ją sobie blisko twarzy. Widziałam coś podobnego kształtem!
Co roku moja siostra przynosiła w ów piekielny dzień, który niedawno związał ją z łóżkiem już po wieki jakąś gazetkę. Nie była gruba, ale jej zawartość budziła zachwyt. W środku znajdowały się dziesiątki nowoczesnych produktów aktualnie łatwo sprzedających się na rynku. Większość z nich była mi nie znana, ale szczególną uwagę zwróciłam na jeden z nich, tak zwany obrazotwór. Było to niewielkie urządzenia mające zastąpić kamerę, jednak jego funkcję były bardziej rozwinięte i zdecydowanie lepsze. Można było nim „wydrukować” nagrany wcześniej film.  Jednak jedynym na, co mogłyśmy sobie pozwolić było zapoznanie się z reklamą sprzętu. – Tak mówiła.
W napadzie gniewu ruszyłam w jego kierunku, ignorując fakt iż powinnam być w drodze do stacji nadawczej. Biegłam ile sił w nogach, aby nie zauważył mnie zbyt szybko. Choć nie zanosiło się na to, bowiem chłopiec zbyt zajęty był swoją „zabawką”. Co w ogóle tutaj – kawałek przy granicy robiło takie dziecko? Nie pasowało tu, nawet jego cień był zbyt jasny, zbyt niewinny. To było bez sensu…
 Nagle chłopczyk spojrzał w moją stronę dziwnie marszcząc brwi, nie zaszczycił mnie tym jednak zbyt długo, bo powrócił do poprzedniej czynności.  Już znajdowałam się koło niego, gdy nagle zapomniałam, po co tu jestem. Nie czułam nic, aż do pewnego momentu. Gdy tylko spojrzałam na chłopca oraz jego ”obrazotwór” zalała mnie fala wspomnień i ogromnej nienawiści do wszystkich ludzi, którzy mieli łatwiej ode mnie, do tego chłopca, który zapewne nic nie zrobi, a wszystko będzie miał w zasięgu ręki. Może i nie miałam najgorzej. Mogłam dzielić wraz z siostrą chatkę w której jedzenia nam nie brakowało, a dach nigdy nie przeciekał. Choć być może wynikało to, z tego, że opady raczej były rzadko spotykane. Jednak miałam wszystko, co do życia jest potrzebne. Całe dzieciństwo dręczyło mnie jedno pytanie : Jaki jest sens narażania życia, aby móc z niego w jakimś stopniu korzystać? Brzmiało to absurdalnie, a dopiero po wielu latach zrozumiałam sens tego wszystkiego. Każdy kolejny rok mógł skończyć się na szubienicy lub poziom wyżej. Moja siostra dobrze wiedziała, co robi i wszystko szło gładko, jak po maśle. Potem coś się nie udało, ale jakoś przeżyła. Bałam się, ale kontynuowałam, to co zaczęła. I było lepiej, nasza, a w szczególności moja pozycja stawała się coraz wyższa, a przynajmniej wśród tych dobrze postawionych. „Może być tylko lepiej.” – Powtarzałam i powtarzam po dziś dzień.
 Splunęłam na kosztowne buty chłopca. Wtedy coś mnie odepchnęło od niego. Ale to nie było coś…. Ale ktoś. Leżałam jakieś pięć metrów dalej. Mój idealnie związany koński ogon, nad którym starałam się jakieś piętnaście minut nie przypominał go ani trochę. Teraz włosy będące w kompletnym bezładzie zasłaniały mi cały obraz, gwałtownym ruchem odepchnęłam je w tył.
- Odwal się od niego! – Usłyszałam gruby, męski głos zza pleców. Automatycznie podniosłam się z ziemi, lecz odwrócić się już nie zdążyłam, ponownie ktoś zepchnął mnie na ziemie. Jednak tym razem wylądowałam o wiele twardziej, z trudem powstrzymałam jęk. Gdy już ogarnęłam się i byłam w stanie się podnieść, postanowiłam nie robić tego samego błędu… Obróciłam się. Ujrzałam chłopaka. Był dobrze zbudowany, ale przypuszczałam, ze tylko trochę wyższy ode mnie. Na twarzy miał zawiązaną czarną chustę, ogólnie cały jego ubiór był w tym kolorze. Widziałam tylko jego ciemne oczy, które patrzyły na mnie uważnie, jakby analizując moją osobę, wyrażały zaskoczenie. Następnie ujrzałam nóż w jego ręku, nie wyglądał jakoś specjalnie ładnie, nie posiadał żadnych zdobień. Przypominał trochę nóż kuchenny, tyle, że  w trzykrotnym powiększeniu. Przestraszona spojrzałam na swoje ciało – nie zranił mnie jeszcze. Ale już sam jego widok mną wstrząsnął, wyglądałam fatalnie, a przynajmniej, jak na ten dzień… Cholera! W co ja się wpakowałam? I to przez tych głupich strażników… Jak zwykle nie mają co robić. Wstałam po raz kolejny i rzuciłam się na chłopaka niczym wściekły tygrys, . Tak, to dobre określenie, chociaż wątpiłam, że jakkolwiek pomoże. Byłam słaba w walce, ale czułam w środku, że dam radę. Zauważyłam, że przez ułamek sekundy jego źrenice się rozszerzyły. Był zaskoczony, wykorzystałam ten czas, aby odebrać mu nóż. Powaliłam chłopaka na plecy, a on jakby przewidując, co chcę zrobić wyrzucił broń za siebie, po raz kolejny odpychając mój atak. Zanim się wycofałam zdążył chwycić mnie w locie za nogę, a potem za rękę, następnie przerzucił mnie przez ramię, po czym wyrzucił na pień drzewa. W czasie lotu zdążyłam tylko trochę złagodzić zderzenie z drzewem, próbując odepchnąć się od rośliny rękami. Efekt nie był taki, jaki miał być. Zaraz po zderzeniu upadłam na twardy grunt. Obraz stał się rozmazany, a ostatnią rzeczą, jaką pamiętam był donośny głos, który od razu poznałam, mimo, że słyszałam go tylko raz w życiu :
- Nie miałaś prawa zawiesić wzroku na nim choć na sekundę. – Przeszedł mnie lodowaty dreszcz, a po nim całkowicie straciłam świadomość.


czwartek, 15 stycznia 2015

PROLOG

                                                                          <---PROLOG-->

Czy aby wszystko w porządku? Jeszcze chyba ze sto razy obiegłam wzrokiem siebie w poszukiwaniu choćby najmniejszej skazy, brudu, nierówności.
Nic.
Nie mogłam pozbyć się wątpliwości, które napierały na mnie ze wszystkich stron. Mimo, że co roku, od dwóch lat (pomijając lata ciężkiej pracy mojej siostry) w ten sam dzień działo się to samo. Nie wiem czemu, ale za każdym kolejnym razem czułam większe napięcie, stres. Mimo, że byłam coraz bliżej czasami dopadały mnie myśli, aby to wszystko porzucić i gnić tam, gdzie gniłam, a być może i wciąż gniję…

<> 
Zbliżało się południe, a ja wciąż nie potrafiłam się uspokoić. Na samą myśl o „szubienicy”, robiłam się blada, jak zjawa, a błękitna krew w moich żyłach zamarzała. Z każdą kolejną myślą odkrywałam na nowo ten sam obraz : Moja siostra, jej otarcie się o śmierć... Kilka lat temu to właśnie ona pełniła moją funkcję utrzymując nas, a ja... Nie zdawałam sobie sprawy z niebezpieczeństwa, które jej groziło. Wystarczyło jedno zająknięcie, zawahanie w jej głosie... By móc wąchać kwiatki.... Od spodu... Ledwo uszła z życiem, ale więcej już nie mogła dawać "świadectwa szczęścia", jak to nazywam. I to nie dlatego, że nie może ruszać się z łóżka, bo i pewnie wtedy by ją jakoś zmusili, lecz z niechęci do jej osoby, za ten mały błąd zakazali jej się Im pokazywać na oczy...
 Spojrzałam, ostatnie raz w jej stronę słabo się uśmiechając, miałam nadzieję, że stoi na tyle daleko, aby nie widzieć łzy, która wciąż kręciła mi się w oku, gdy na nią spoglądałam.
Ona się poświęciła, to był chyba czas na to bym to ja jej pomogła.
Już miałam wyjść, gdy poczułam na swoich plecach jej magnetyczny wzrok, który kazał mi się odwrócić.
- Gdzie idziesz? - Zapytała, unosząc jedną brew. - Chyba nie powiesz mi, że na grzyby. Mimo, że nie wychodzę z domu, wciąż mamy kalendarz. W tamtym roku nie za bardzo się wysiliłaś na wymówkę.
- Co? - Tylko wymamrotałam, nie wiedząc, co myśleć. „W tamtym roku?” Nie byłam głupia, ale to, co próbowałam robić to jak rzucanie się z kilkudziesięciopiętrowego budynku z nadzieją na przeżycie. Czysta głupota…
 Pominęłam całkowicie fakt, że siostra może wywęszyć, że ją okłamuję. Choć w zasadzie tak nie było. Nigdy nie mówiłam jej, gdzie idę, z resztą rzadko gdzieś wychodziłam. I właśnie może to był mój błąd. Wszystko robiłam na odwal, tylko po to, aby to zrobić. Nie zwracałam uwagi na szczegóły, bo po co? Ale najgorsze było w tym to, że nie mogłam się z nią równać, a ona, no cóż… Zawaliła.
Mimo swego zapału, który ukrywała.
Mimo tego wszystkiego, co czyniło ją… sobą.
I to ja próbowałam ją przechytrzyć?
Beznadzieja.
- Nie rób ze mnie takiej debilki na jaką wyglądam. - Zachichotała, ale ja raczej zaliczyłabym ten śmiech do rechotu. Jako "normalna" osoba, którą z resztą i tak nie jestem powinnam zawtórować siostrze, ale nie zdobyłam się na to. Wciąż stałam, jak słup soli unikając jej wzroku.
- Dobra, niech ON już tak nie czeka. Leć do niego! - On? Czyżby uszło mi to kolejny raz na sucho?
 Mimo, że wydawało mi się to dziwne, to opróżniłam płuca i wzięłam głęboki wdech, po czym, jak najszybciej wyszłam z chałupki, rzucając "pa", czy coś w tym rodzaju. Nie pamiętam już...

Skończyłam, jak na ten rok. Jak to miałam w zwyczaju nie pozostawiłam podpisu, daty. Takie drobiazgi były dla mnie tylko zbędne. Gdy pisałam ograniczałam myślenie o nich, wyłączałam tą część mózgu odpowiedzialną za myślenie, uaktywniałam tą odpowiedzialną za sferę uczuć.
A skoro pisałam wyłącznie dla siebie, po co miałabym dodawać coś, co wiedziałam, bez znaczącego celu. Można by to porównać do książki. Czy bez numeracji stron dałoby się ją czytać?
Wylewałam słowa na papier, kropelka po kropelce. Myślałam powoli, pisałam szybko.
Na takie wyznania mogłam sobie pozwolić tylko raz w roku. W ten najgorszy dzień…
Podeszłam do niedużego krzewu z malinami, zanurzyłam rękę w zaroślach. Po chwili wyciągnęłam ją, ale już nie pustą. Palce mojej dłoni trzymały mocno w uścisku dwa nieduże kawałki drewna utrzymujące parę kartek. Tam było miejsce kolejnej.






A więc... Prolog nie jest zbyt długi, ale myślę, że jak na prolog wystarczający. Dosyć głupio się czuję, bo przypuszczałam, że go nie będzie. Ale i może to lepiej, bo jesteście w stanie ocenić, czy to wasz klimat, czy nie, choć treść nie jest jeszcze zrozumiała, a imię bohaterki nie jest zdradzone. A więc, mogę powiedzieć, że zasłona tajemnicy jest ;) Same on, ich, jej, mu xd Dziękuję, że jesteście tutaj ze mną i.... chyba pa.

Takie powitanie... ;)

Hej! Mam na imię Patrycja i cóż... Lubię pisać.{ Bo gdybym nie lubiła, to po co ten blog xd }
Nie jestem jakąś ekspertką w pisaniu i wiele mi do dobrego pisania brakuję. Ale czemu by nie spróbować? Mam miliony pomysłów, które mam nadzieję, że nie zmarnuję ;) 
   Jeśli chodzi o opowiadanie, które mam zamiar stworzyć, to nie jest ono jeszcze do końca 
" przemyślane", ale myślę, że a biegiem czasu akcja będzie bardziej konkretna. Dlatego też wolę nie dodawać prologu, który może namieszać w moich wypocinach. Z góry jednak ostrzegam, że będzie to fantastyka, której jestem wielką fanką. 
 Dziękuję wam bardzo za odwiedzenia bloga i pomęczenie się z takim moim znośnym powitaniem i zapraszam do dalszych odwiedzin. Mam nadzieję, że rozdział pojawi się już wkrótce.
                                                                                                            Autorka